czwartek, 9 października 2014

CZASEM I MAMĘ DOPADA NIEMOC..

A ponieważ jest się MAMĄ, a nie tylko żoną, czy dziewczyną, tą niemoc trzeba odłożyć na bok i .. nadal funkcjonować na odpowiednim poziomie. Urlop we Włoszech był naprawdę wspaniały. Ale to właśnie tam opadłam z sił i przywiozłam do Polski zagnieżdżone gdzieś głęboko w moim ciele wirusy. Tamtejsze upały, gorące dni sięgające trzydziestu stopni Celcjusza, wszechobecna klimatyzacja, brak odpowiedniego odżywiania i moje przemęczenie zrobiło swoje. Zaczęło się od lekkiego osłabienia, co zrzuciłam na karb braku warzyw na włoskich talerzach w restauracjach lub ich minimalna ilość, choć zamawiałam przecież dania wegetariańskie.. Potem pojawił się suchy kaszel i ogromny ból głowy, aż w końcu chrypka, katar i kaszel mokry. 


Nie choruję zwykle, mój organizm jest naprawdę mega odporny na wszelką zarazę, łącznie z wszechobecną sezonowo grypą. Prawdopodobnie spowodowane jest to rodzajem wykonywanej przeze mnie pracy, dzięki której nabyłam dużej odporności. Na pewno jednak ogromna ilość warzyw i zdrowych węglowodanów (kasze i ziarna) nadaje mi tej odporności dodatkowo.

Włochy mnie pod tym względem rozczarowały. Podczas pobytu w północnych Włoszech kilka lat temu nie spotkałam się z takim problemem, choć mięso było obecne w moim jadłospisie raczej sporadycznie. Środkowe Włochy raczej nie mają dla wegetarian nic do zaoferowania, a szkoda. Nie miałam skąd czerpać witamin. Pizza z odrobiną rozgotowanych warzyw, czy sałatka, której 80% stanowiła rukola, a poza tym praktycznie nic więcej (musicie wiedzieć, że nie lubię rukoli), nie uzupełniła braków. 

Stan podgorączkowy nie pozwalał mi na długie spacery, nie miałam siły nosić ciężkich przedmiotów, nie miałam energii, by zebrać myśli. A obok mnie wciąż krążył nieco ponad roczny maluch, który bez mamy żyć nie potrafi. Mąż pracował intensywnie (tak, tak, na urlopie też pracuje, bo taki ma charakter pracy, jako tłumacz - praca jest wtedy, gdy jest klient ze zleceniem, dzięki czemu możemy być praktycznie non stop w podróży, ale czasem Mąż jest nieosiągalny; wtedy właśnie miał sporo pracy, więc czas z Oskim spędzałam niemal w stu procentach tylko ja). Nie było czasu na to, aby się położyć i wyleżeć chorobę, choć wierzcie mi, że miałam na to ogromną ochotę. 

Nie miałam też siły na pisanie. Zapewne rzuciło się w oczy, że w ostatnim czasie ilość moich wpisów mocno się skurczyła, ale samo myślenie o tym, o czym chciałam pisać, bolało. Dziś na szczęście jestem niemal zdrowa. W ostatnich dniach, po powrocie z urlopu, sporo się u nas działo, ale zmiana odżywiania zrobiła swoje. Poprawiła mi się cera, co niezachwianie świadczy o tym, że przybyło mi witamin. :)

Miałam też dość siły, aby zrealizować plan z Projektu Mama w Harmonii z września - pójść do fryzjera. Poniżej możecie zobaczyć efekt tejże wizyty. Mnie osobiście fryzurka bardzo się podoba, dokładnie o to mi chodziło, kiedy powiedziałam mojej fryzjerce, czego oczekuję. 

4 komentarze:

  1. Asiu, zdrówka życzę i dużo energii do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglądasz przepięknie :-) Oj wiem co to znaczy gorączka przy byciu Mamą. Mnie po porodzie co równy miesiąc łapała bardzo wysoka gorączka bezobjawowa, potem okazało się, że to infekcja dróg moczowych. Gorączka powodowała, że nie miałam siły nosić maluśkiego synka a tu nie można było wziąć L4. Dlatego najlepiej to dbać o siebie jak tylko się da, ubierać się ciepło, spacerować na powietrzu i jeść minimum 5 szklanek warzyw i owoców dziennie :-) Ciesze się, że jesteś już zdrowa :-*

    OdpowiedzUsuń

To nie jest zwykły pamiętnik. To jest poradnik inspirowany własnym życiem, własnymi emocjami, przygodami, problemami.. Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania, które od dawna chodziły Ci po głowie..

..cieszę się, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią..
..Twój komentarz wiele dla mnie znaczy - pamiętaj, że zawsze odpowiadam, bo jest to wyraz mojego szacunku dla Twojego czasu..