środa, 4 czerwca 2014

KARMIENIE PIERSIĄ - MOJA HISTORIA WCALE NIE USŁANA RÓŻAMI

Źródło
Karmienie to niezwykle intymna sytuacja - między Tobą a Twoim dzieckiem. I nie mam tu ma myśli wyłącznie karmienia piersią. Wpatrujecie się w siebie nawzajem, widzisz, jak Twój maluszek zagłada Ci w duszę. Zastanawiasz się, co myśli, a ono po prostu w tym magicznym momencie czuje nieprzepastne pokłady bezpieczeństwa. I miłość, choć absolutnie nie potrafiłoby tego tak nazwać. Dla Ciebie to chwila relaksu, możliwość bycia sam na sam z maleństwem. Dla niego informacja, że jest dla Ciebie najważniejsze na świecie. To czuje mama karmiąca piersią, to czuje mama czy tata karmiący butelką. To wszystko i ja czułam, choć moja droga do pełnej obopólnej satysfakcji z karmienia było długa i wcale nie ustana różami. Ale walczyłam. I wiem, że się opłacało. I nie jest to absolutnie negowanie karmienia mieszanką, krytyka świadomego wyboru: "Nie będę karmiła piersią". Ten wpis powstał po to, by te mamy, które koniecznie chcą karmić piersią, a sprawia im to problem, wiedziały, że z drobiną determinacji i kompromisu naprawdę można osiągnąć sukces. I nie jest to tylko moje zdanie. Znam i czytałam o wielu takich przypadkach. Dziś ja chcę się z Wami podzielić naszymi przejściami. 


Jeszcze zanim dowiedziałam się o ciąży, wiedziałam, że chcę karmić piersią. Przemawiały do mnie wszystkie atuty, jakie z tego faktu wynikały, a  o których mówiono mi na studiach i o których czytałam w każdym miesięczniku dla przyszłych mam i takichże stronach www. Nie dopuszczałam do głosu problemów, bo, jak zawsze powtarzam, jestem pesymistką z urodzenia, ale optymistką z przyzwyczajenia. Dlaczego zatem miałoby mi się nie udać? O ciążącej nade mną genetyce nie myślałam.

Pokarm pojawił się u mnie w siódmym miesiącu ciąży, a ja byłam w siódmym niebie. Obwieszczałam wszem i wobec, że bez problemu wykarmię swoje malutkie przecież dziecko. Oskar przyszedł na świat prawie dwa tygodnie przed czasem, a ja, pełna optymizmu, ale jednocześnie z pewną dozą nieśmiałości, zachęcana przez Męża i położną, przyłożyłam sobie trzy i półkilowego szkraba do piersi.

Pierwsze karmienie było ogromnym sukcesem. Maluch, najedzony, zasnął, po czym został zabrany do położnych noworodkowych na badania, a ja odsypiałam trudy porodu. Po kilku godzinach, gdy zbudzona mrowieniem w piersiach, poszłam po Oskara, wciąż wszystko wyglądało kolorowo. Oskar był wiecznie głodny, a ja z uśmiechem przystawiałam go do piersi. Najadał się, zasypiał i za godzinę - półtorej budził się na kolejny posiłek.

Następnego dnia waga wskazała nieznaczny spadek masy ciała, ale to akurat normalne zjawisko u noworodków, więc nikt nie przywiązywał do tego szczególnej wagi. Oskar płakał coraz częściej, budził się, gdy próbowałam wyjść do łazienki wziąć prysznic i uspokajał się tylko na chwilę po przystawieniu do piersi, po czym znów zaczynał płakać. Nie wiedziałam, co się dzieje. Niemożliwe przecież, żeby  był głodny! Jadł właściwie bez przerwy! Pielęgniarki, które się mną opiekowały, sprawdzały, czy faktycznie mam pokarm - miałam. Sprawdzały, czy Oski potrafi ssać - ssał mocno, bez żadnego problemu. I zachodziły w głowię, o co chodzi.

Do dziś nie wiem, co było powodem tego płaczu i potrzeby ciągłego jedzenia, i, jak się okazało, ubytku wagi poniżej przyjętej normy dziesięciu procent wagi po urodzeniu. 

Trzeciego dnia miałam nawał pokarmu, co jest oczywiście fizjologią, ale zapewne podbudowane to zostało herbatkami laktacyjnymi, które dzień wcześniej piłam przez cały czas. Ponieważ jednak bilirubina u Oskara podniosła się, co było wynikiem gwałtownego spadku wagi, zalecono naświetlanie. Nie wyszliśmy do domu tego dnia, choć liczyłam na to, że jednak żółtaczka noworodkowa nas ominie. Oskara zabierano na "lampy" na kilkanaście godzin. W tym czasie używałam laktatora, jednak obolałe, popękane od zbyt intensywnego i łapczywego ssania Oskara brodawki zastrajkowały i zabrałam się za ręczne opróżnianie piersi. Mleko, w zbyt małych ilościach, by je przechowywać w stumililitrowych kubeczkach, w które byłam zaopatrzona, wyrzucałam. Nie mogłam przekazać je położnym, które w tym czasie sprawowały opiekę nad Oskarem, bo nie wyraziły na to zgody. Wolały dokarmiać go swoimi gotowymi buteleczkami z mieszanką. Byłam zmuszona wyrazić na to zgodę.

Trzecia zmiana położnych okazała się bardziej przystępna i z ochotą przystała na to, żebym przynosiła im swoje mleko, a nawet, jeśli mam ochotę, przesiadywała z Oskim i karmiła go, gdy się przebudzi. O dziwo, na "lampach" Oskar budził się do karmienia co dwie - dwie i pół godziny, a nie co godzinę. Zaczęto przypuszczać, że moje mleko mu nie wystarcza, więc w czasie, gdy synek przebywał ze mną na sali, dawano mi buteleczki z gotową mieszanką do podania. 

Zgodziłam się, poszłam na kompromis, myśląc tylko o tym, by waga mojego dziecka się podniosła i by wypuszczono nas do domu jak najszybciej. Rano podawałam mu więc mieszankę, tuż przed ważeniem (waga faktycznie zaczęła rosnąć), a później, w ciągu dnia, karmiłam go swoim mlekiem i również odciągałam mleko (ręcznie) na czas, gdy Oski będzie naświetlany.

Nadszedł w końcu upragniony czas wyjścia do domu. Zaopatrzyłam się w dwie buteleczki z mieszanką i zamierzałam kupić takie do domu, w razie potrzeby. Mogło się bowiem zdarzyć, że żółtaczka wróciłaby, a my razem z nią, tylko że do szpitala. A tego nie chciałam. W domu Oskar dostawał rankiem mieszankę (Tata bardzo się cieszył, że mógł spędzić ten czas karmienia synka razem z nim), potem zostawała pierś. Co godzinę lub półtorej. Bywały jednakże dni, kiedy mieszanka podawana była dwa razy.

Trwało to trzy miesiące. W czwartym miesiącu życia Oskiego coś się nieznacznie zmieniło. Pokarm w moich piersiach się ustabilizował i nie musiałam się martwić nagłymi nawałami, które co jakiś czas się zdarzały, gdy synek domagał się częstszego karmienia (wiadomo, do mózgu idzie wówczas informacja, że ssanie jest częstsze i potrzebna jest w związku z tym większa ilość mleka), a i Oskar najadał się moim mlekiem. Wtedy też odrzucił całkiem butelkę i, nawet gdybyśmy chcieli, nie moglibyśmy podać mu mieszanki z butli.

Walczyłam zaciekle, bo bardzo tego chciałam. Zgodziłam się na mieszankę, bo nie uważam jej za zło wcielone i jestem wdzięczna, że istniała taka alternatywa, gdy mój syn potrzebował czegoś bardziej kalorycznego. W pewnym sensie uratowała mu życie. Kiedy jednak nie było to konieczne, nie podawaliśmy mu już mleka modyfikowanego i tak przez czwarty, piąty i szósty miesiąc życia Oskar był karmiony tylko moim mlekiem. W siódmym miesiącu zaczęliśmy wprowadzać stały pokarm.

Wciąż karmię piersią. Uwielbiam te chwile, gdy mogę przytulić do siebie swoje dziecko, które tak ufnie na mnie spogląda i czasem nawet rozumiem matki karmiące dzieci jak najdłużej, jak tylko się da. W planach mamy całkowite odstawienie piersi w okolicach roczku. Jednakże roczek zbliża się szybciutki i za trzy miesiące Oskar miałby już żywić się stałymi pokarmami. Szczerze mówiąc, ciężko mi to sobie wyobrazić. Tym bardziej, że zębów wciąż brak, choć już widać je w dziąsełkach. Na tą chwilę podejrzewam, że karmić będę jeszcze kilka miesięcy po osiągnięciu przez Oskara roczku, szczególnie, że przedłużam czas zajmowania się nim w domu o urlop wychowawczy. Czas jednak pokaże, czy wraz z zębami oraz z większą mobilnością, gdy Oskar będzie już chodził, coś się nie zmieni.

Tymczasem wygrałam z genetyką. Moja mama nie mogła wykarmić swoich trzech córek. Przy każdej z nas poddawała się po miesiącu, bo jej własne mleko nam nie wystarczało. Moja siostra karmiła może kilka dni. U mnie było ryzyko, że też nie dam rady, ale nie poddawałam się, bo bardzo pragnęłam tego dla swojego dziecka. 

Tym wpisem chciałam Wam, drogie Mamy, które chcecie, ale coś Wam nie wychodzi, pokazać, że można. Tylko, jak we wszystkim w życiu, nie można się poddawać. Podanie butelki z mlekiem modyfikowanym wcale nie przekreśla laktacji. Można to połączyć i wmawianie, że podanie butelki dziecku to koniec karmienia piersią jest bzdurą. Wiem to po sobie. I po wielu innych mamach. Chciałyście karmić TYLKO piersią? Trudno.. Idźcie na kompromis, bo zdrowie Waszego dziecka jest najważniejsze.


Źródło

12 komentarzy:

  1. Faktycznie nie miałaś lekko, nie jedna by się poddała !
    Ja pewnie dalej bym karmiła gdyby nie to że mała przez ulewanie zaczęła chudnąć a moje piersi miały okropny kryzys laktacyjny, gdyby było mnie też stać w tym czasie na laktator elektryczny ( i gdyby nie wmówiono mi wcześniej kiedy miałam pieniądze że nie będzie mi potrzebny) na pewno sprawa wyglądałaby inaczej.. i tym sposobem karmiłam do ukończenia 5 miesięcy, ale może na dobre wyszło bo po 5 miesiącu młodej wyszły pierwsze ząbki a okropnie się bałam pogryzienia ! Potrafiła zacisnąć mi dziąsełka na brodawce a co dopiero takie 2 małe igiełki ! (albo tasaki hihi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, karmiłaś pięć miesięcy, to długo, więc nie ma powodu do zamartwiania się :) Tak, jak napisałam, zdrowie dziecka jest najważniejsze, więc skoro zaczęła tracić na wadze, nie było sensu trzymać się piersi, skoro nie wystarczały. Zrobiłaś najlepszą rzecz w tej sytuacji!

      Myślisz, że laktator elektryczny działa lepiej niż ręczny? :) Powiem Ci, że ja pewnie nie zdecydowałabym się nawet na niego, tak miałam popękane brodawki, ze nawet delikatny dotyk sprawiał ból. Pierwszy moment, kiedy przystawiałam Oskara, niemal opłakiwałam.. Ale po kilku sekundach już się przyzwyczajałam. ;)

      Rzeczywiście, zęby mogą zostawić niezłe ślady ;) Zobaczymy, jak to będzie z Oskim :D

      Usuń
  2. Ja miałam jednak wiele szczęścia, żadnych problemów w zasadzie. Gratuluję samozaparcia, niesamowite :) Ja bym się na pewno poddała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście super :):) Ciekawa jestem, jak wyglądał u Ciebie proces odstawiania od piersi, bo mnie osobiście ciężko to sobie wyobrazić.. :D

      Usuń
  3. Gratuluję, że wygrałaś karmienie piersią! Ja swojego synka też dokarmiałam mieszanką przez kilka dni, też miałam kryzys choć dużo krócej trwał, na szczęście teraz nie mamy żadnych problemów, choć powiem szczerze, że już się boję na samą myśl o ząbkach, brrr ;-) mam nadzieję, że damy radę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierz mi, że ja też się zastanawiam, jak to będzie, jak Oskarowi wyjdą zęby.. Już widzę aż sześć ząbków siedzących w dziąsłach.. Szok!

      Ale, jak piszesz - damy radę ;)

      Usuń
  4. Ja dokarmiałam maluchy 6 miesięcy. Miałam za mało pokarmu żeby się najadały. Musiałam zaprzestać z uwagi na stan zdrowia, który się niestety pogorszył. Ale i tak chyba nie było tak źle :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Moni, czasem tak bywa, myślę, że ważne jest to, że mimo wszystko karmiłaś :) Ja sobie nie wyobrażam, że miałabym wykarmić bliźniaki z moimi problemami :):)

      Usuń
  5. Jestem już w siódmym miesiącu ciąży i jeszcze pokarmu nie dostrzegam. Hmm.. A też zdecydowanie chciałabym maleństwo karmić. Poczekam jeszcze troszkę, by się za wcześnie nie zamartwiać. Reklamuje Pani otulacz wombie, korzystała Pani z Niego?
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie, nie masz się co martwić ! Tak jak napisałam, fakt, że u mnie się pojawił w siódmym miesiącu, nie był był wystarczający. Mleka nie wystarczyło. Mleko może się pojawić dopiero po porodzie i w zupełności wystarczyć maluchowi. Najważniejsze to nie myśleć o tym zbyt intensywnie, nie martwić się na zapas, bo wtedy dopiero będzie problem. Pomyśl, że jak się uda, to super, a jak nie, to dokarmisz mieszanką. Wtedy masz duże szanse na powodzenie :)

      Z otulacza nie skorzystałam, bo dowiedziałam się o nim zbyt późno, a przydałby się w okresie noworodkowym. Wtedy owijałam swojego synka betem, ale jednak było mu w tym za gorąco.

      Pozdrowienia!

      Usuń
  6. A mojego komentarza nie ma :( czyżby w spamie lwyądował???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W spamie nie ma.. :( Musiał się po prostu nie dodać.. :(

      Usuń

To nie jest zwykły pamiętnik. To jest poradnik inspirowany własnym życiem, własnymi emocjami, przygodami, problemami.. Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania, które od dawna chodziły Ci po głowie..

..cieszę się, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią..
..Twój komentarz wiele dla mnie znaczy - pamiętaj, że zawsze odpowiadam, bo jest to wyraz mojego szacunku dla Twojego czasu..