piątek, 6 czerwca 2014

PODRÓŻOWANIE Z DZIECKIEM BEZ NIESPODZIANEK


Jak wiele osób wie, na przełomie kwietnia i maja tego roku wyjechaliśmy na trzytygodniowy urlop stacjonarny, który w sumie objął prawie cztery tygodnie, jeśli mam liczyć od dnia wyjazdu z domu do dnia powrotu do niego. Urlop ten zaplanowaliśmy już kilka miesięcy wcześniej, mniej więcej dwa miesiące po tym, jak urodził się Oskar i zdecydowaliśmy się wówczas na szwajcarskie Alpy oraz południową Francję. Nie wykupujemy wycieczek w biurach podróży. Sami je sobie organizujemy i mimo niemowlaka, który pojawił się w naszym domu, nie zrezygnowaliśmy z tej formy. Jeździmy na wakacje na campingi, na których Eurocamp ma swoje namioty i mobile home'y i jesteśmy z tych wakacji bardzo zadowoleni. Czy mieliśmy obawy wyjeżdżając z niemowlakiem tak daleko? Szczerze? Nie. Podróżujemy nie od dziś, zawsze jesteśmy przygotowani na ewentualności, nie spodziewaliśmy się zatem niczego, co mogłoby nas zaskoczyć.





PRZYGOTOWANIE DO PODRÓŻY

Jest kilka spraw, którymi trzeba się zająć na początek. Karta EKUZ wydana przez NFZ to coś, bez czego nie ruszamy w żadną zagraniczną podróż. Nigdy jeszcze się nie przydała, ale podejrzewam, że, gdybyśmy o niej zapomnieli (co jest niemożliwe, a ci, którzy znają nas osobiście, wiedzą, że jesteśmy świetnie zorganizowaną parą), zapewne własnie wtedy byśmy jej potrzebowali ;) Karta jest wydawana bezpłatnie tym, których składki są odprowadzane do NFZu, ale, przynajmniej we wrocławskim NFZcie, trzeba o niej pomyśleć około miesiąca przed planowanym wyjazdem. 

Lista miejsc do zwiedzenia to także coś, co jest przygotowywane od momentu, gdy podejmiemy decyzję, gdzie jedziemy. Czytamy o zabytkach, o ciekawych, ale mało znanych miejscach, wertujemy strony www i przewodniki, ale także blogi podróżnicze. I tak powstaje lista miejsc:
  1. które KONIECZNIE musimy zobaczyć
  2. które możemy zobaczyć, jeśli starszy nam czasu, choć miło by było
  3. które niekoniecznie musimy zobaczyć, ale jeśli zobaczymy już wszystko inne, a zostanie nam jeszcze dużo czasu, można na nie zerknąć.
Zawsze zwiedzamy miejsca z punktu pierwszego, bo to jest dla nas priorytet. Ja przykładowo uwielbiam zamki, ruiny, stare średniowieczne miasta. I zawsze wynajduję sobie takie perełki, jak chociażby Le Cite w Carcassonne. 


Robimy też listę rzeczy do zabrania. Najczęściej zabieramy wszystko z tej listy. Czasem dorzucamy coś extra ;) 


PAKOWANIE
To jest nasz bagażnik zapakowany niemal po sufit..

Lista rzeczy do zabrania nie miała końca.. W rezultacie zabraliśmy pół mieszkania, co może nie jest czymś przerażający zważywszy, że mieszkanie mamy małe, jednakże auto uginało się pod ciężarem walizek, plecaków i reklamówek. Na kolejny urlop na pewno nie zabierzemy połowy z tego, co na minionym urlopie znalazło się w aucie. Na usprawiedliwienie jednak mogę powiedzieć, że jechaliśmy w dwa różne miejsca i każde z nich charakteryzowało się inną temperaturą. W Alpach naturalnie nosiliśmy jeansy, grube swetry, a kurtki i grube buty czekały w pogotowiu. Na południu Francji natomiast wszystkie te elementy schowane były głęboko w aucie, a my zarzucaliśmy na siebie jak najmniej, aby się nie przegrzać. Ta rozbieżność spowodowała, że jednak dużo miejsca zostało zabrane. 

Co jest potrzebne na urlopie:
  1. Apteczka (co powinno się w niej znaleźć, szczegółowo opisałam tutaj)
  2. Ubrania dla siebie, malucha/maluchów i dla ich Tatusia
  3. Pieluchy jednorazowe/wielorazowe dla malucha
  4. Kosmetyki dla siebie, dzieci i ich Tatusia (do kąpieli i do pielęgnacji)
  5. Przybory higieniczne (jak papier toaletowy - nie wszędzie jest, ręczniki papierowe, które przydają się nie tylko w kuchni, ale i w ogóle przy dzieciach, swoje własne higieniczne akcesoria)
  6. Akcesoria hobbystyczne (książki, laptopy, gry, notatniki, etc)
  7. Zabawki dla dzieci
  8. Jedzenie (my zawsze zabieramy ze sobą makaron penne i słoiczki pesto, bo można z tego zrobić szybki i smaczny obiad, ale na ostatnim urlopie przesadziliśmy z ilością, a poza tym wszędzie teraz są Lidle i naprawdę makaron i pesto można kupić w całej Europie; natomiast polecam zabrać kilka słoiczków Hippa, tak awaryjnie, jeśli macie niemowlaki)
  9. Akcesoria dla kota (bo my, naturalnie, zabraliśmy ze sobą naszą kotkę-podróżniczkę, która żadnej wyprawy się nie boi, a swoich własnych rzeczy ma też sporo: kuweta, łopatka do kuwety, 3 worki piasku do kuwety, transporter, miseczki, sucha i mokra karma)

Zrobiła się z tego dosyć spora lista, ale przecież nie weźmiecie wszystkich zabawek dziecka, albo wszystkich ubrań na urlop. Co do ubrań Oskara - wzięliśmy wszystkie... Tak, wiem.. Przesada.. Ale nie miałam naprawdę pojęcia, ile z nich się przyda. Tymczasem okazało się, że powinniśmy byli wziąć tylko te gorszej jakości, bo w aucie nie trudno o pobrudzenie się zwykłym chrupkiem czy kawałkiem owoca, a najczęściej miało to miejsce, gdy Oski miał na sobie swoje najładniejsze ubranka. I kilka z nich niestety zostało przeznaczonych na szmatki, bo nie dało się ich doprać.. 



W TRASIE

Dojazd do Szwajcarii, a później ze Szwajcarii na południe Francji i z Francji do Polski rozłożyliśmy na dwa dni, z noclegiem po drodze. Powodem było oczywiście to, że Oskara trzeba wysadzać co około dwie godziny i czas podróży wydłużał się automatycznie, ale także to, że chcieliśmy dojechać na miejsce spokojnie, bez stresu, czy zdążymy przed zamknięciem recepcji na campingu, bez pośpiechu. W końcu to wakacje, a nie maraton :) 

Nie rezerwowaliśmy nic wcześniej. Wystarczy zjechać z autostrady do jakiegokolwiek miasta (te mniejsze są tańsze od większych), aby znaleźć nocleg. Ani razu nie spotkaliśmy się z informacją, że jakiś hotel czy motel nie ma miejsc. Zdecydowanie możemy Wam polecić Motel One, który rozsiany jest po kilku krajach wokół Niemiec.

Na podróż autem zaopatrzyliśmy się w:
  • chusteczki nawilżone (do przemywania trwarzy i rączek Oskara;
  • torbę z akcesoriami do przewijania (pieluchy, chusteczki nawilżone);
  • żel do dezynfekcji rąk (po przewijaniu, ale i w każdej innej sytuacji, gdy ubrudziły się nam dłonie, bo w końcu higiena w podróży powinna być wzmocniona);
  • reklamówki jednorazowe (przeznaczaliśmy je na śmietniczek samochodowy, który jest niezbędny w tak długiej podróży - resztki po owocach, papiery, w które opakowane były kanapki, chusteczki, którymi myłam Oskarowi buźkę czy rączki, itd)
  • zabawki Oskara, żeby go czymś zająć, gdy nie spał;
  • zupki dla Oskara (ugotowane wcześniej przeze mnie plus słoiczki Hippa);




KARMIENIE PODCZAS PODRÓŻY

Podczas podróży karmiłam Oskara swoim mlekiem, a także zupkami, które ugotowałam wcześniej w domu, na campingu w Szwajcarii, czy Francji. Awaryjnie kupiłam też obiadki Hippa i powiem Wam, że choć jestem przeciwna gotowemu jedzeniu ze słoiczków, to akurat Hipp ma w większości przypadków w składzie warzywa, wodę i mięso, a nie skrobię modyfikowaną czy inne cuda wianki, a naprawdę uratował nam życie. Dlaczego? Bo okazało się, że nie wszystkie słoiki z moimi zupkami "chwyciły" podczas gotowania.. I po dwóch dniach wożenia w aucie były do wyrzucenia..

Kiedy Oskar był karmiony w aucie, nie zatrzymywaliśmy się. Zupki były dosyć dokładnie zmiksowane, ryzyko zadławienia zatem było bliskie zeru, tym bardziej, że mój Mąż jeździ ostrożnie. Jeśli jednak nie masz pewności, że wszystko będzie dobrze, albo Twój maluszek nie siedzi jeszcze, należy się zatrzymać i nakarmić je na spokojnie.

Do samochodu zabraliśmy też różne przekąski. Chrupki kukurydziane, które w tym czasie Oskar jadał zapamiętale, to był numer jeden I tu popełniliśmy mały błąd, a mianowicie liczyliśmy, że za granicą dostaniemy takie właśnie chrupki dla maluchów, składające się z mąki kukurydzianej i wody, a tu niespodzianka. Były i owszem, ale z dodatkami takimi jak sól, czy ekstrakty smakowe. A to od razu je wykluczało. Ostatnie dni zatem Oskar musiał przeżyć bez chrupek kukurydzianych, znalazły się jednakże w zapasach płatki ryżowe. I choć te dla niemowląt już się skończyły, Oskar zjadał nasze, te duże, grube, okrągłe, na szczęście naturalne bez dodatków smakowych.

Sprawa karmienia na miejscu, na campingu, natomiast wyglądała następująco:
  1. śniadanie - kleik kukurydziany z bananem rozgniecionym, morelami lub musem jabłkowym (skusiłam się na kleik ze względu na szybkość przygotowania, mimo obecności maltodekstryny [dla niezorientowanych w temacie - jest to cukier złożony, niby nieszkodliwy, ale jednak cukier; wykorzystuje się go w wielu produktach spożywczych jako słodzik lub zagęstnik, ale także w klejach biurowych i jednorazowych ekologicznych naczyniach..]);
  2. obiad - zupa (którą ugotowałam danego dnia lub dzień wcześniej i schowałam do lodówki; podawałam mu ją w domku na campingu lub w miasteczku, do którego dotarliśmy w ramach zwiedzania);
  3. kolacja - kleik kukurydziany z owocami;
  4. w międzyczasie - pierś.


PRZEWIJANIE PODCZAS PODRÓŻY

Zatrzymywaliśmy się co półtorej - dwie godziny, głównie dlatego, że trzeba było Oskara wysadzać z fotelika, a też dlatego, że często trzeba było go po prostu przewinąć. Na siedzeniu trzymałam torbę od wózka, w której czekały pieluchy, chusteczki nawilżone i woreczki zapachowe na brudną pieluchę, ale także żel do dezynfekcji rąk. Nie zawsze bowiem mieliśmy takie warunki:


Takie pomieszczenie do przewinięcia niemowlaków są powszechnie dostępne w Niemczech. Za niektóre trzeba zapłacić siedemdziesiąt eurocentów, za co dostaje się bilecik potwierdzający płatność za toaletę, a który to bilecik można wykorzystać płacąc nim na tejże stacji benzynowej (więc jeśli planujecie coś przekąsić na stacji w Niemczech, najpierw skorzystajcie z toalety ;)). Każde pomieszczenie jest czyściutkie, z rolką papieru, który rozkłada się na czystym przewijaku. Rolka ta zapewne każdemu dziecku sprawia tyle radości, ile sprawiała Oskarowi :D Niektóre stacje udostępniają po prostu klucz do toalety w zamian za dowód osobisty.

Niestety, nie mogę nic pozytywnego powiedzieć o toaletach szwajcarskich, a tym bardziej francuskich. Brudno, często brak kosza, do którego można wrzucić zużytego pampersa.. W takich sytuacjach przeważnie wybierałam opcję przewinięcia Oskara w aucie. I wtedy właśnie przydawał się żel do dezynfekcji rąk :)


ZWIEDZANIE Z DZIECKIEM

Jak każdy rodzic zapewne wie, z maleństwem do miasta lepiej się nie pchać. Oskar, na szczęście, podróże lubi, a nie cierpi nudy, zatem pokazanie mu kolejnych nowych miejsc jedynie go wyciszało. To, co zobaczył, na pewno nie pozostanie w jego pamięci, bo niemowlęta od szóstego miesiąca życia począwszy pamiętają to, co było do tygodnia wstecz, a pamięć długotrwała uruchamia się dopiero koło trzeciego roku życia, ale dużo zostanie w jego podświadomości, tym bardziej, że na tym urlopie nie poprzestaniemy.

Niemowlętom jednak lepiej atrakcje dozować, bo możemy mieć problem z przespaniem całej nocy. :) Dlatego postanowiliśmy poświęcić dwa dni na zwiedzanie, a trzeci na całkowity luz, kiedy to chodziliśmy z Oskarem na spacery, na plażę i na basen, a potem kolejne dwa dni zwiedzaliśmy i trzeci odpoczywaliśmy. I dla nas i dla Oskara było to optymalne rozwiązanie. 

I nasze zwiedzanie nie było intensywne 


NOCOWANIE

Jak już wcześniej napisałam, rozłożyliśmy nasz dojazd na campingi i do domu na dwa dni. Zjeżdżaliśmy wówczas z autostrady i w mieście szukaliśmy hotelu/motelu. Nie mieliśmy z tym żadnych problemów i naprawdę polecamy ten sposób, jeśli macie nawigację lub mapę miasta, która później wyprowadzi Wam z powrotem na autostradę.

Na campingach Eurocampu natomiast mieszkaliśmy w mobile home'ach ESPIRIT. Ponieważ przy zamawianiu wakacji wpisany był malutki Oskar, na obu campingach w domkach zastaliśmy akcesoria niezbędne dla niemowlaków - jak łóżeczko, wanienka, barierka, nocnik, krzesełko do karmienia. W pierwszym domku w naszej sypialni przesunęliśmy łóżko pod ścianę, a w powstałą lukę wstawiliśmy łóżeczko, natomiast ze stolików zrobiłam szafeczki na kosmetyczne akcesoria Oskara.

W drugim domku jednak stoliki były przymocowane do ściany, nie dało się więc zmienić ustawienia łóżka i łóżeczko stało w drugim pokoiku. A co z Oskusiem? Oczywiście, że nie spał w innym pokoju.. Spał z nami. I powiem Wam, że, jeśli macie wybór, nigdy nie przyzwyczajajcie niemowlaka do spania razem z Wami, bo po powrocie do domu będzie mieć problem. Oski do dziś nie jest w stanie przespać nocy samemu w swoim łóżeczku, a podczas pierwszych nocy po powrocie z urlopu nie dał się do niego nawet włożyć...

PODSUMOWANIE

Podsumowując, z niemowlakiem podróż może być równie fascynująca, a myślę, że ze starszym dzieckiem jeszcze bardziej, bo jest ono bardziej świadome tego, co mu się pokazuje, w czym bierze udział. Wystarczy dobra organizacja, dobrze zapakowana apteczka, odpowiednie dokumenty, pozytywne nastawienie i naprawdę nie ma obaw. 

Oskar jest wdzięcznym podróżnikiem i mogliśmy nie rezygnować ze zwiedzania. Nie należymy do osób, które na urlopie wylegują się jedynie na plaży. Chcemy korzystać z tego, że jesteśmy w takim, a nie innym miejscu, a Oski nam tego nie uniemożliwił. Mamy nadzieję zaszczepić w nim taką samą miłość do podróży, jaką my z nich czerpiemy. :) A i Was zachęcamy do jak najczęstszego podróżowania, bo nic tak nie wzbogaca człowieka, jak podróże właśnie!




6 komentarzy:

  1. Wow, super, po prostu wspaniale spędziliście czas:-) Widzę, że jesteście zawsze doskonale zorganizowani!
    My z mężem uwielbiamy podróże, niebawem wybieramy się z synkiem na kilka dni w góry odpocząć i powdychać świeże powietrze, choć nasza pediatra uważa, że "dziecko do 1-go roku życia nie ma prawa opuszczać swojego miejsca zamieszkania, powinno siedzieć w swoich bakteriach, a zmiana środowiska to dla niego szok", ech..
    Z naszym maluszkiem to jeszcze ciężko podróżować, bo nie najlepiej znosi gondolę a chusta jest wykluczona ze względu na jego problemy ze skórą i ma problemy zasnąć w dzień, ale jak będzie możliwość to też będziemy jeździć na wycieczki ile się da ;-)
    Super, że z Oskara taki podróżnik :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pati.. mogę coś powiedzieć.? Zmień pediatrę :) Jak można coś takiego powiedzieć..? Owszem, tak naprawdę nie powinno się narażać dziecko na bakterie inne niż te domowe do ukończenia trzeciego miesiąca życia, ale umówmy się - musielibyście nie spotykać się z nikim, nie wychodzić z domu, nie wpuszczać do domu nikogo.. :)

      My wyszliśmy z założenia, że chcemy Oskara rozsądnie uodparniać i w pierwszą kilkudniową podróż wybraliśmy się, gdy miał 4 tygodnie.

      W Waszym przypadku problemem jest naturalnie AZS, ale myślę, że pozytywnie się nastawiając i dobrze organizując, dacie radę, naprawdę. Nic tak naprawdę nie stanowi bariery, jeśli czegoś się chce naprawdę mocno :) Tylko musicie być pewni tego, że chcecie -a widzę, że chcecie :)
      Jeździjcie więc, ile się da! :)

      Usuń
  2. Co do pediatry, chociaż nie jestem znawcą popieram Joasię. Zaraz po porodzie znajome powiedziały mi, żebym nie przesadzała ze sterylizacją, zastosowałam się do ich rad. Mały odpukać, jak do tej pory nie miał problemów z brzuszkiem.

    Rzeczywiście jesteście na maksa zorganizowani. Ja pewnie podeszłabym podobnie do tematu;) Nie pomyślałabym tylko o chusteczkach i płynie do dezynfekcji. Muszę się w nie zaopatrzyć;)

    Co do jedzenia to pewnie dla małego wzięłabym zapas słoiczków. Chociaż on jest starszy od Oskara, tak więc coraz więcej je z wspólnego kotła;)

    Niestety pozostaje jazda samochodem. No nie jest jej fanem. Jak nie śpi to marudzi. Musimy też chyba zmienić fotelik. Zobaczymy.

    Jaki słodziak;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Monik, ochrona dziecka ochroną, bo przecież nie wystawiamy noworodków czy niemowlaków na pastwę wirusów i bakterii chorych członków rodziny czy innych osób, ale każda przesada jest zła :) Naprawdę zdumiałam się wypowiedzią tej lekarki Piotrusia od Pati ..

      Jeśli chodzi o podróżowanie - zaopatrz się w te akcesoria, bo naprawdę ułatwiają życie ;) Czyli mówisz, że też jesteś taka zorganizowana? To fantastycznie :) Myślę, że tacy ludzie, jak my, mają w życiu łatwiej, jak myślisz?

      Może faktycznie zmiana fotelika zdziala cuda? Spróbujcie :)

      A w jedzeniu ponad rocznych dzieci podoba mi się właśnie to, że gotuje jedno danie dla wszystkich. :) I na ten moment czekam :D

      Uściski!

      Usuń
  3. Zazdroszczę Wam takiego długiego wypadu...Super, że mimo, że macie Maluszka w domu to tak aktywnie spędzacie czas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, taki był cel, by nie rezygnować z życia, jakie dotąd prowadziliśmy, a wręcz zaszczepić w Oskarze miłość do takiego funkcjonowania właśnie :) Bo przecież nie trzeba rezygnować z pasji, kiedy pojawia się w domu dziecko :))

      Usuń

To nie jest zwykły pamiętnik. To jest poradnik inspirowany własnym życiem, własnymi emocjami, przygodami, problemami.. Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania, które od dawna chodziły Ci po głowie..

..cieszę się, że chcesz podzielić się ze mną swoją opinią..
..Twój komentarz wiele dla mnie znaczy - pamiętaj, że zawsze odpowiadam, bo jest to wyraz mojego szacunku dla Twojego czasu..